wtorek, 31 marca 2009

O Fabio z ''Rio Grande''


Niedawno z nieukrywanym zachwytem pisałem o umiejętnościach wschodzącej gwiazdy światowego futbolu - Hulku. Teraz chciałbym przedstawić sylwetkę zawodnika, o którego jeszcze dwa lata temu biły się największe kluby Europy. Obecnie jego kariera troszkę przyhamowała, ale potencjał drzemie w nim olbrzymi.

Mowa o Fabio Coentrao, wychowanku Rio Ave. To właśnie w barwach tego klubu zadebiutował w portugalskiej ekstraklasie, będąc zaledwie 17-letnim szczawiem. Później ekipa z malowniczego miasteczka w regionie Oporto spadła do drugiej ligi, a młody Fabio wyrósł na jej kluczową postać. Gdy w Pucharze Portugalii zasadził Sportingowi bramę z 30 metrów, media nadały mu przydomek "Figo das Caxinas" - ze względu na podobny styl gry do wyżelowanego Luisa Figo.

Latem 2007 roku na biurku prezesa Rio Ave leżały już oferty dla utalentowanego młodziana z Realu Madryt, Manchesteru United, Chelsea oraz czołowych drużyn portugalskich. Fabio ostatecznie uznał, że najlepszym rozwiązaniem dla rozwoju jego kariery będzie transfer do Benfiki Lizbona. Jak się okazało - niekoniecznie.

Na Estadio da Luz przeszedł tuż przed Mistrzostwami Świata do lat 20 w Kanadzie, gdzie był zdecydowanie najlepszym zawodnikiem Portugalczyków. Mourinho, SAF, czy Schuster pluli sobie w brodę, że sprzątnięto im takiego grajka z przed nosa.



Niemniej jednak rzeczywistość w Benfice nie okazała się tak różowa, jakby się mogło wydawać. Ówczesny trener ''Orłów'' desygnował go do gry jedynie trzykrotnie podczas całej rundy jesiennej. Lekko podkurwiony Fabio został wypożyczony więc na słoneczną Maderę, do tamtejszego Nacionalu. W klubie, gdzie notabene pierwsze kroki stawiał Cristiano Ronaldo, radził sobie bardzo dobrze. Rozegrał 16 spotkań i strzelił 4 bramki, z czego dwie zaaplikował w taki oto sposób Smokom z Porto:
.

Po sezonie wrócił do Lizbony, ale po raz kolejny okazało się, że nie ma tam dla niego miejsca. Wypożyczono go do świeżego spadkowicza z La Liga - Realu Saragossa. W Hiszpanii wiele sobie po nim obiecywano, od włodarzy klubu począwszy na dziennikarzach skończywszy. Poczas pobytu w ekipie Blanquillos okazało się, że oprócz niezłych umiejętności piłkarskich, jest także niezłym lambadziarzem. Ostatecznie rozegrał tam jedno spotkanie, po czym mu podziękowano.

Fabio podkulił więc ogon i zawinął się z powrotem do Lizbony. Orły dały mu niejako ostatnią szansę nie sprzedając go, a jedynie wypożyczając po raz enty, tym razem do rodzinnego Rio Ave. Powrót na stare śmieci chyba mu służy. Gra regularnie i strzelił nawet bramkę, która kandyduje do miana najładniejszej w sezonie. Oczywiście piłę z siaty wyjmował bramkarz FC Porto - Helton.



Nad Tagiem w dalszym ciągu sporo sobie po nim obiecują. Wielu w nim widzi talent na miarę superskrzydłowych - Cristiano Ronaldo, Ricardo Quaresmy, czy Sim(ul)ao. Ja także się pod tym podpisuje ''ręcami i nogami'', widząc w przypadku Fabio Coentrao pewną analogię z rodzimym erudytą - Kamilem Grosickim. W głowie niewiele, ale talent przeogromny.

niedziela, 29 marca 2009

Holly Goalie i płaczący Krysz

Wszyscy równo jadą z Arturem Borucem, który - fakt faktem - wyjątkowo się stara abyśmy nie pojechali na afrykański mundial. Najpierw delikatnie mówiąc zaliczył nie najlepszy mecz ze Słowacją na Tehelnym Polu, a teraz wpuścił dwa cabaje z Irlandczykami. Dla mnie jednak taką samą odpowiedzialność za te porażki ponosi linia obrony, a w szczególności para stoperów - Dudka i Żewłakow. Z resztą, od czasów Hajty i Wałdocha mamy spore problemy z obsadzeniem tej pozycji. Może warto zacząć śmielej stawiać na Piotra Polczaka i Tomasza Jodłowca? Swoją szansę w kadrze powinien otrzymać także Adam Banaś, który bardzo dobrze sobie poczyna w Górniku Zabrze. Nieustannie peany pod jego adresem wygłasza najbardziej opalony polski menago - Mariusz Piekarski.

Na pocieszenie dla Boruca i Żewłakowa (w roli głównej Synowie Albionu - Gary Neville i Paul Robinson):



Płacze Polska, płacze też Portugalia. Mowiąc kolokwialnie, podopieczni Carlosa Queiroza są w dupie, gdyż w dotychczasowych pięciu meczach zgromadzili zaledwie 6 punktów. Tracą już 4 oczka do Danii i rewelacyjnych Madziarów. Dodatkowo mają rozegrany jeden mecz więcej niż Szwecja, z którą wczoraj bezbramkowo zremisowali na Estadio do Dragao. Po meczu wieloletni asystent sir Alexa Fergusona wypowiadał się w stylu Janka Urbana - zagraliśmy dobre spotkanie, ale zabrakło skuteczności. W mediach nad Tagiem zawrzało - ''Żegnaj Afryko", "Bez bramek nie ma cudów", "Praktycznie niemożliwe''. Co ciekawe największe gazety sportowe uznały, że najlepiej ciężką sytuację w jakiej znalazła się ich reprezentacja, oddaje zdjęcie płaczącego Cristiano.



Skrót meczu Portugalia - Szwecja. Widać, że do wysokiej formy powraca Tiago.




PS. Wczoraj w grze biało-czerwonych wyraźnie było widać trenerską rękę Stefana Majewskiego. ''Pakuj laptopa, Majewski pakuj laptopa...''

sobota, 28 marca 2009

Komiksowo


Gdyby ktoś mnie dzisiaj zapytał o odkrycie bieżącego sezonu w Europie, to bez cienia wątpliwości wskazałbym zawodnika, który dla mnie jest napastnikiem kompletnym. Znakomite warunki fizyczne, nienaganna technika, młotek w nodze, a i czas na setkę lepszy od Michała Zielińskiego - tak po krótce wygląda charakterystyka 22-letniego gracza FC Porto - Hulka.

Elementem, który od razu przykuwa uwagę jest jego komiksowy pseudonim. Teorii na ten temat jest wiele, choć tak naprawdę nie wiem, co mówiła jego mama, gdy wołała go na zupę. Nie trzeba jednak specjalnie się zagłębiać w genezę jego super ksywy, aby dostrzec wizualne podobieństwo pomiędzy zawodnikiem, a tytułowym bohaterem komiksu ''The Hulk''. Givanildo Vieira de Souza - bo tak brzmi jego pełne imię - wygląda trochę jak młodszy brat Lou Ferrigno, który wcielił się w filmową postać Hulka.

Tyle o jego gwiazdorskim przydomku. Do brzegu.

Zawodnik Smoków pierwsze piłkarskie kroki stawiał w szkółce Corinthians Alagoano, która słynie z doskonałej pracy z młodzieżą. Piłkarskie szlify zbierali tam m.in. ''brazylijscy Portugalczycy'' - Deco i Pepe. W 2005 roku postanowił opuścić słoneczną Brazylię i wyjechał do japońskiego Kawasaki Frontale. Pierwszy sezon w kraju kwitnącej wiśni nie wypadł jednak imponująco (1 gol w 11 meczach), ale można to usprawiedliwić drobnymi problemami z aklimatyzacją. Następne dwa lata w ojczyźnie Tsubsy, to tylko miód, pomarańcze i wizyty w zakładach pracy. Najpierw w barwach Consadole Saporro trzasnął 25 bramek w 38 spotkaniach, a sezon później już w koszulce Tokyo Verdy ukłuł 44-krotnie w 55 meczach. Po tak owocnych żniwach, prezes FC Porto - Pinto da Costa przelał na konto japończyków 6 melonów euro i zwerbował Hulka na Estadio do Dragao.

Jak się okazało - był to strzał w dziesiątkę. Brazylijczyk szybko polubił suszonego dorsza i lokalne wino, po czym zaczął czarować umiejętnościami portugalskich kibiców. W 20 spotkaniach strzelił 8 bramek, będąc kluczowym ogniwem w układance trenera Jesualdo Ferreiry. Obecnie ostrzą sobie na niego zęby kluby włoskie - Milan, Inter i Napoli, ale z jego walorami kierunek transferowy może być tylko jeden - Premiership.

A oto, jak Hulk poczyna sobie w Portugalii:

wtorek, 24 marca 2009

Strzelaj i tańcz.

W spotkaniu 29. kolejki Ligue 1 Tuluza rozbiła PSG 4:1. Rezultat lekko zaskakujący, ale prawdziwą wisienką na torcie jest cieszynka, jaką zaprezentował po strzeleniu czwartej bramki dla gospodarzy - Daniel Braaten.

Reprezentant Norwegii nad Garonnę trafił latem ubiegłego roku z Boltonu, w ramach rozliczenia za Johanna Elmandera.

Na boisku radzi sobie przyzwoicie, ale widać że i w klubach ścian nie podpiera. Takiego break'a nie powstydziliby się chłopaki z Nontoper Mielonka.

niedziela, 15 marca 2009

Szalony Gigi


Jest jednym z największych narwańców w historii europejskiego futbolu - kontrowersyjny, charyzmatyczny, z grubym portfelem i pretensjonalną retoryką - George Becali, właściciel Steauy Bukareszt od lat jest na ustach rumuńskich mediów. Jego cięty język, porywczość i irracjonalne pomysły sprawiają, iż znaczna część programów z jego udziałem kończy się skandalem. Jako że jest jednym z najbogatszych ludzi w tej części Europy, to nie zwykł się przejmować opinią innych.

O Becalim zrobiło się ponownie głośno w mediach przed tygodniem, kiedy to po przegranym meczu z FC Brasov tak skomentował postawę dwóch swoich zawodników (Tiago Gomesa i Janosa Szekelyego): - Od pierwszych minut meczu wyglądało to tak, jakbyśmy mieli o dwóch zawodników mniej od Brasova. Wiem, że za Tiago nikt mi nie da pieniędzy, więc to ja dopłace 100 tys. euro, byleby ktoś uwolnił mnie od niego. Nad Szekelym będę musiał się zastanowić. Zapłaciliśmy za niego niedawno 1,5 mln euro.

Tiago Gomes do ekipy Mariusa Lacatusa jest tylko wypożyczony i po sezonie z pewnością powróci do Estreli Amadora. Co ciekawe, podobna sytuacja miała miejsce przed dwoma laty w przypadku innego Portugalczyka - Carlosa Fernandresa. Po kilku wpuszczonych ''cabajach'' Gigiemu skoczyło ciśnienie i rozwiązał kontrakt z urodzonym w DR Kongo bramkarzem. Fernandes dostał spore odszkodowanie i zahaczył się w londyńskim Charltonie. Tam jednak długo miejsca nie zagrzał i od dwóch sezonów broni barw irańskiego Fuladu Chuzestan.

Oprócz zamiłowania do pieniędzy i piłki nożnej, Becali czynnie uczestniczy w życiu politycznym swojego kraju. W 2004 roku kandydował nawet na prezydenta Rumunii, ale wyborcza rzeczywistość okazała się dla niego brutalna - otrzymał zaledwie 1,77% głosów. Ponadto słynie ze swoich nacjonalistycznych poglądów, które przejawiają się w: ksenofobii w odniesieniu do mniejszości węgierskiej (w szczegołności do właściciela CFR Cluj - Arpada Paszkanyiego), homofobii oraz chrześcijańskim fanatyźmie.

A propos religijnego fanatyzmu i skandali. W grudniu ubiegłego roku postanowił zwolnić trenera od przygotowania fizycznego - Yukselę Yesilove tylko dlatego, że ten jest muzułmaninem.

"Nie chcę go tu oglądać. Steaua jest chrześcijańskim klubem, a my przez niego mamy złą passę. Nie możemy trzymać muzułmanina w zespole, który ma krzyż na koszulkach i autokarach" - argumentował.

Ktoś za słabe rezultaty w klubie musiał polecieć. Niemniej jednak Gigi ma znacznie szerszy wachlarz szalonych pomysłów. Gdy w ubiegłym sezonie Steaua systematycznie zawodziła (w tym czasie czterokrotnie zmieniał trenera) postanowił wprowadzić nowy system kar za poniesione na boisku porażki - każdy z zawodników w przypadku niekorzystnego rezultatu musiał uiścić na konto klubu opłatę w wysokości 3000 tysięcy euro. Becali był jednak na tyle humanitarny, iż zwalniał z tej opłaty zawodników, którzy nie pojawili się w danym mecz na placu gry. W ten sposób leczący przez dłuższy czas kontuzję Paweł Golański mógł troszkę przyoszczędzić.

Ciekawa historia wydarzyła się także pod koniec ubiegłego sezonu w lidze rumuńskiej. Przed derbowym spotkaniem pomiędzy CFR Cluj, a Universitateą właściciel Steauy postanowił dodatkowo zmobilizować zawodników tej drugiej ekipy. W tym celu wysłał do Transylwanii swoich ludzi z drobną gotówką - 1,4 mln euro. Gdy zatrzymała ich policja, Becali z charakterystycznym dla siebie sarkazmem oznajmił, iż pieniądze były przeznaczone na zakup słodyczy. Podobno chodziło o 3 tony bajecznych.

O rotacji na ławce trenerskiej za czasów Becaliego można byłoby napisać doktorat. Warto wspomnieć, że zaledwie 3 miesiące na tym stanowisku utrzymał się - swego czasu serdeczny przyjaciel Gigiego - słynny Gheorghe Hagi. Nie wytrzymał jednak po tym jak właściciel - niczym Zbyszek Drzymała w Groclinie - zaczął ustalać za niego wyjściową jedenastkę oraz informować go telefonicznie o konieczności wprowadzenia zmian. Gdyby był nieco bystrzejszy mógłby zrobić akcję ala Jacek Kardela. Ten ów jegomość, gdy był prezesem Zagłębia Lubin postanowił lepiej przypilnować trenerów oraz piłkarzy i podczas jednego z ligowych meczów zasiadł na ławce rezerwowych. Do meczowego protokołu był wpisany jako lekarz...

W Polsce o takie oryginały jak Becali jednak ciężko. Spore predyspozycje ku temu ma właściciel Polonii - Józef Wojciechowski, którego wyraźnie kręci trenerka. Swego czasu dobrze zapowiadał się Robert Pietryszyn, który mógł nawet z bliska podejrzeć mistrza ceremonii (Becaliego przyp.) przy okazji dwumeczu w eliminacjach do Ligi Mistrzów. Baa, podobno nawet podarował mu pamiątkowy zestaw szachów!

Gigi śmieje się przez 6 minut w tv:


- More amazing videos are a click away