wtorek, 14 kwietnia 2009

WonderTwins


Bliźniacy w zawodowym futbolu, to żadne novum. Wszyscy doskonale pamiętają Franka i Ronalda de Boera, braci Tachibana, Szotę i Arcziła Arweładze, braci Bieriezuckich, czy też słynnych holenderskich skrzydłowych z lat 70. - Willy'ego i Rene Van der Kerkhof. Co prawda w Polsce określenie ''bliźniacy'' nabrało pejoratywnego znaczenia, niemniej jednak etatowymi jednojajowcami w rodzimym futbolu są bracia Żewłakow. Ostatnio zaistnieć starają się także bracia Gikiewiczowie. Bliźniaka grającego zawodowo w piłkę ma także Thomas Ravelli, czy Ebbe Sand, ale do brzegu...

Otóż włodarze i kibice Benfiki Lizbona są przekonani, że za kilka lat na Estadio da Luz będą błyszczeć bracia Goncalves. Te hurraoptymistyczne opinie są głoszone o tyle na wyrost, że obaj piłkarze dopiero przed miesiącem skończyli... 7 lat. Obecnie w swojej kategorii wiekowiej trzaskają aż miło, zapełniając domową półkę kolejnymi posrebrzanymi błyskotkami. Narazie nieco większy zachwyt wzbudza grający na pozycji napastnika - Yoann, którego już okrzyknięto białym Eusebio. Natomiast jego brat Jordan występuje na pozycji bramkarza.

Obaj urodzili się w Luksemburgu, dokąd wyemigrowali ich rodzice. Gdy chłopcy mieli 4 lata postanowili jednak wrócić do kraju i zapisać ich do szkółki lizbońskiej Benfiki, której zagorzałym kibicem jest ich ojciec.

Na poniższych filmach szczawie liczą sobie po 6 lat. Yoann, jak na gościa który dopiero co skończył zerówkę i obowiązkowe zajęcia z korektywy, to ma nadzwyczajną koordynację ruchową.





PS. Pewnie nie wiele osób wie, że jeden z bliźniaków wymienionych w pierwszym akapicie na początku lat 90. miał trafić do Naprzodu Rydułtowy. Chodzi oczywiście o Szotę Arweładze. Transfer nie doszedł jednak do skutku z powodów czysto administracyjnych. Opatrzność nad nim czuwała.

czwartek, 9 kwietnia 2009

Z Copacabany na Konwiktorską

Polonia Warszawa od dłuższego czasu szuka bramkostrzelnego napastnika. Zimą testowali Tomasa Oraveca z Artmedii Petrzalka i Predraga Sikimica z Amkara Perm. Pierwszy nie podpasował trenerowi Zielińskiemu, zaś drugi nawet mu się spodobał, ale okazało się że nie ma niego pieniążków. Szukali jednak dalej i w końcu znaleźli... ofensywnego pomocnika.

Nazywa się Marcelo Fazzio Sarvas i pochodzi z Brazylii. Dotychczas brylował w II lidze szwedzkiej, gdzie cztery lata temu broniąc barw Idrettsklubben Start strzelił 10 bramek i zaliczył 11 asyst. Całkiem przyzwoicie, biorąc pod uwagę fakt, iż występujący również na zapleczu szwedzkiej ekstraklasy Marcin Burkhardt ostatni raz miał taki bilans przed trzema laty i to grając w Championship Managera.

Sarvas zagrał wczoraj w sparingu z Victorią Sulejówek i strzelił dla KSP dwie bramki (mecz zakończył się remisem 2:2). Co pradwa Polonia wystawiła głównie sucharów z Młodej Ekstraklasy, ale wśród nich znalazło się miejsce także dla kilku wirtuozów z pierwszej ekipy - Krzysia Gajtkowskiego, Daniela Mąki czy Damiana Jaronia. A wiadomo, że jak ktoś pieprznie dwie bramy z Sulejówkiem, to musi być niezłym kozakiem. Paweł Mariuszek z Wisły Kraków już drży na myśl o konfrontacji z tak znakomitym i wyjątkowo umotywowanym zawodnikiem.

Mało tego, chłopak doczekał się kompilacji ze swoimi skillsami na youtube. Inna sprawa, że w dzisiejszych czasach, należałoby mówić o zaskoczeniu, jeżeli by takowej nie posiadał. Ponadto szwedzki dziennikarz, Patrik Persson mówi, że zawodnik jest o krok od przejścia do ''Czarnych Koszul''. Skoro Patrik tak mówi, to pewnie tak jest. Boasvindas Marcelo!

poniedziałek, 6 kwietnia 2009

Jak Becali został gitem


Niedawno pisałem o Gigim, jako o jednym z największych narwańców we współczesnym futbolu. To że ma pod strzechą nierówno, to nie ulega wątpliwości, ale warto nadmienić, że w rumuńskim półświatku funkcjonuje jako ichniejszy Krzysztof Jarzyna ze Szczecina - szef wszystkich szefów.

W styczniu bieżącego roku kilku pajaców buchnęło spod jego domu merola. Następnie odezwali się do Gigiego z prośbą o uiszczenie opłaty za zgubę. Jako, że właściciel Steauy do miękkich bolków nie należy, postanowił zabrać czterech (lub sześciu - są różne wersje) karków, którzy pracują dla niego i wyruszył na polowanie.

Gdy zlokalizowali cwaniaczków, to bez zbędnych ceregieli przeszli do wymiany uprzejmości. Na luzie, wyposażeni w broń gładkolufową, wysadzili delikwentów z fury, aby niezwłocznie przesadzić ich do bagażnika. Następnie wywieźli ich pod Bukareszt i na pamiątkę przestrzelili jednemu kolano. Kulawy będzie pamiętał, że zadarł z gitem.

Niemniej jednak ktoś się rozpruł i w ubiegły piątek policja przetransportowała Becaliego do jednego z bukaresztańskich więzień, aby tam obejrzał swoje nowe kojo. Ciekawe czy wychodek namawiał go na frajernie...

Cytując klasyka:

"Zdejmuje okulary tylko wtedy, jeżeli rozmawia z kobietami albo jeżeli zaraz będzie zabijał z pomocą swoich rozlicznych prawych i lewych rąk. Jeśli pan Gigi Becali mówi tak, a nie inaczej, to ma być tak, a nie inaczej, makao, i po makale."

wtorek, 31 marca 2009

O Fabio z ''Rio Grande''


Niedawno z nieukrywanym zachwytem pisałem o umiejętnościach wschodzącej gwiazdy światowego futbolu - Hulku. Teraz chciałbym przedstawić sylwetkę zawodnika, o którego jeszcze dwa lata temu biły się największe kluby Europy. Obecnie jego kariera troszkę przyhamowała, ale potencjał drzemie w nim olbrzymi.

Mowa o Fabio Coentrao, wychowanku Rio Ave. To właśnie w barwach tego klubu zadebiutował w portugalskiej ekstraklasie, będąc zaledwie 17-letnim szczawiem. Później ekipa z malowniczego miasteczka w regionie Oporto spadła do drugiej ligi, a młody Fabio wyrósł na jej kluczową postać. Gdy w Pucharze Portugalii zasadził Sportingowi bramę z 30 metrów, media nadały mu przydomek "Figo das Caxinas" - ze względu na podobny styl gry do wyżelowanego Luisa Figo.

Latem 2007 roku na biurku prezesa Rio Ave leżały już oferty dla utalentowanego młodziana z Realu Madryt, Manchesteru United, Chelsea oraz czołowych drużyn portugalskich. Fabio ostatecznie uznał, że najlepszym rozwiązaniem dla rozwoju jego kariery będzie transfer do Benfiki Lizbona. Jak się okazało - niekoniecznie.

Na Estadio da Luz przeszedł tuż przed Mistrzostwami Świata do lat 20 w Kanadzie, gdzie był zdecydowanie najlepszym zawodnikiem Portugalczyków. Mourinho, SAF, czy Schuster pluli sobie w brodę, że sprzątnięto im takiego grajka z przed nosa.



Niemniej jednak rzeczywistość w Benfice nie okazała się tak różowa, jakby się mogło wydawać. Ówczesny trener ''Orłów'' desygnował go do gry jedynie trzykrotnie podczas całej rundy jesiennej. Lekko podkurwiony Fabio został wypożyczony więc na słoneczną Maderę, do tamtejszego Nacionalu. W klubie, gdzie notabene pierwsze kroki stawiał Cristiano Ronaldo, radził sobie bardzo dobrze. Rozegrał 16 spotkań i strzelił 4 bramki, z czego dwie zaaplikował w taki oto sposób Smokom z Porto:
.

Po sezonie wrócił do Lizbony, ale po raz kolejny okazało się, że nie ma tam dla niego miejsca. Wypożyczono go do świeżego spadkowicza z La Liga - Realu Saragossa. W Hiszpanii wiele sobie po nim obiecywano, od włodarzy klubu począwszy na dziennikarzach skończywszy. Poczas pobytu w ekipie Blanquillos okazało się, że oprócz niezłych umiejętności piłkarskich, jest także niezłym lambadziarzem. Ostatecznie rozegrał tam jedno spotkanie, po czym mu podziękowano.

Fabio podkulił więc ogon i zawinął się z powrotem do Lizbony. Orły dały mu niejako ostatnią szansę nie sprzedając go, a jedynie wypożyczając po raz enty, tym razem do rodzinnego Rio Ave. Powrót na stare śmieci chyba mu służy. Gra regularnie i strzelił nawet bramkę, która kandyduje do miana najładniejszej w sezonie. Oczywiście piłę z siaty wyjmował bramkarz FC Porto - Helton.



Nad Tagiem w dalszym ciągu sporo sobie po nim obiecują. Wielu w nim widzi talent na miarę superskrzydłowych - Cristiano Ronaldo, Ricardo Quaresmy, czy Sim(ul)ao. Ja także się pod tym podpisuje ''ręcami i nogami'', widząc w przypadku Fabio Coentrao pewną analogię z rodzimym erudytą - Kamilem Grosickim. W głowie niewiele, ale talent przeogromny.

niedziela, 29 marca 2009

Holly Goalie i płaczący Krysz

Wszyscy równo jadą z Arturem Borucem, który - fakt faktem - wyjątkowo się stara abyśmy nie pojechali na afrykański mundial. Najpierw delikatnie mówiąc zaliczył nie najlepszy mecz ze Słowacją na Tehelnym Polu, a teraz wpuścił dwa cabaje z Irlandczykami. Dla mnie jednak taką samą odpowiedzialność za te porażki ponosi linia obrony, a w szczególności para stoperów - Dudka i Żewłakow. Z resztą, od czasów Hajty i Wałdocha mamy spore problemy z obsadzeniem tej pozycji. Może warto zacząć śmielej stawiać na Piotra Polczaka i Tomasza Jodłowca? Swoją szansę w kadrze powinien otrzymać także Adam Banaś, który bardzo dobrze sobie poczyna w Górniku Zabrze. Nieustannie peany pod jego adresem wygłasza najbardziej opalony polski menago - Mariusz Piekarski.

Na pocieszenie dla Boruca i Żewłakowa (w roli głównej Synowie Albionu - Gary Neville i Paul Robinson):



Płacze Polska, płacze też Portugalia. Mowiąc kolokwialnie, podopieczni Carlosa Queiroza są w dupie, gdyż w dotychczasowych pięciu meczach zgromadzili zaledwie 6 punktów. Tracą już 4 oczka do Danii i rewelacyjnych Madziarów. Dodatkowo mają rozegrany jeden mecz więcej niż Szwecja, z którą wczoraj bezbramkowo zremisowali na Estadio do Dragao. Po meczu wieloletni asystent sir Alexa Fergusona wypowiadał się w stylu Janka Urbana - zagraliśmy dobre spotkanie, ale zabrakło skuteczności. W mediach nad Tagiem zawrzało - ''Żegnaj Afryko", "Bez bramek nie ma cudów", "Praktycznie niemożliwe''. Co ciekawe największe gazety sportowe uznały, że najlepiej ciężką sytuację w jakiej znalazła się ich reprezentacja, oddaje zdjęcie płaczącego Cristiano.



Skrót meczu Portugalia - Szwecja. Widać, że do wysokiej formy powraca Tiago.




PS. Wczoraj w grze biało-czerwonych wyraźnie było widać trenerską rękę Stefana Majewskiego. ''Pakuj laptopa, Majewski pakuj laptopa...''

sobota, 28 marca 2009

Komiksowo


Gdyby ktoś mnie dzisiaj zapytał o odkrycie bieżącego sezonu w Europie, to bez cienia wątpliwości wskazałbym zawodnika, który dla mnie jest napastnikiem kompletnym. Znakomite warunki fizyczne, nienaganna technika, młotek w nodze, a i czas na setkę lepszy od Michała Zielińskiego - tak po krótce wygląda charakterystyka 22-letniego gracza FC Porto - Hulka.

Elementem, który od razu przykuwa uwagę jest jego komiksowy pseudonim. Teorii na ten temat jest wiele, choć tak naprawdę nie wiem, co mówiła jego mama, gdy wołała go na zupę. Nie trzeba jednak specjalnie się zagłębiać w genezę jego super ksywy, aby dostrzec wizualne podobieństwo pomiędzy zawodnikiem, a tytułowym bohaterem komiksu ''The Hulk''. Givanildo Vieira de Souza - bo tak brzmi jego pełne imię - wygląda trochę jak młodszy brat Lou Ferrigno, który wcielił się w filmową postać Hulka.

Tyle o jego gwiazdorskim przydomku. Do brzegu.

Zawodnik Smoków pierwsze piłkarskie kroki stawiał w szkółce Corinthians Alagoano, która słynie z doskonałej pracy z młodzieżą. Piłkarskie szlify zbierali tam m.in. ''brazylijscy Portugalczycy'' - Deco i Pepe. W 2005 roku postanowił opuścić słoneczną Brazylię i wyjechał do japońskiego Kawasaki Frontale. Pierwszy sezon w kraju kwitnącej wiśni nie wypadł jednak imponująco (1 gol w 11 meczach), ale można to usprawiedliwić drobnymi problemami z aklimatyzacją. Następne dwa lata w ojczyźnie Tsubsy, to tylko miód, pomarańcze i wizyty w zakładach pracy. Najpierw w barwach Consadole Saporro trzasnął 25 bramek w 38 spotkaniach, a sezon później już w koszulce Tokyo Verdy ukłuł 44-krotnie w 55 meczach. Po tak owocnych żniwach, prezes FC Porto - Pinto da Costa przelał na konto japończyków 6 melonów euro i zwerbował Hulka na Estadio do Dragao.

Jak się okazało - był to strzał w dziesiątkę. Brazylijczyk szybko polubił suszonego dorsza i lokalne wino, po czym zaczął czarować umiejętnościami portugalskich kibiców. W 20 spotkaniach strzelił 8 bramek, będąc kluczowym ogniwem w układance trenera Jesualdo Ferreiry. Obecnie ostrzą sobie na niego zęby kluby włoskie - Milan, Inter i Napoli, ale z jego walorami kierunek transferowy może być tylko jeden - Premiership.

A oto, jak Hulk poczyna sobie w Portugalii: